wtorek, 14 października 2014

 

Cykl zwierzeń - Wszyscy już wiedzą....

Kilka refleksji w przerwie między kolejnymi doniesieniami medialnymi o tym, co wszyscy już wiedzą z poprzednich doniesień medialnych.


Idąc przez Pole Mokotowskie w Warszawie, natrafiamy na tabliczki z cytatami z książek Kapuścińskiego, co zawsze nastraja refleksyjnie i nostalgicznie. Dzieje się tak również dlatego, że w pobliżu prowadzącej nas ścieżki znajduje się połatany płytami z dykty, rozpadający się stary „nauczycielski” domek, niegdyś zamieszkany przez rodziców Kapuścińskiego. Dalej, wśród innych domów z ogródkiem, stoi willa Alicji i Ryszarda Kapuścińskich. Zrządzeniem niezwykłych okoliczności zostałam zaproszona do tego domu na herbatkę. Słuchając ciekawostek i anegdotek z ich wspólnego życia, czuje się ciepło bijące z ułożonych tematycznie, różnych kształtem i formatem, niemal wypychanych z wypełnionych po brzegi regałów, setek książek.

To widok krzepiący i dający siłę. Znajduję tam kilka swoich ulubionych tytułów, ale też i takie, które będąc studentką bardzo chciałam mieć, lecz były niedostępne. Dziś, w dobie wszechobecnych mediów elektronicznych kiedy chcemy sprawdzić kim jest Ryszard
Kapuściński lub znaleźć jakiś fragment jego tekstu, pytamy o to Pana Google - nie idziemy do księgarni. Książki zastępowane są przez media i gadżety, w których nie znajdujemy jednak rzetelnej analizy zjawiska, lecz efektowny krótki news, bo mało kto chce dziś czytać i zgłębiać temat w szczegółach. O tym pisał Kapuściński – „mamy ogromną ilość danych, które nie funkcjonują w żadnych kontekstach kulturowych”(„ Autoportret reportera” str.128), a dalej – „postępująca centralizacja tworzy monopol na merkantylne informacje, których celem nie jest prawda, lecz dotarcie do masowych odbiorców”. Ten instrument stworzony przez cywilizacje może być jak nóż „który posłuży do krojenia chleba, albo do obcięcia głowy”. Nadmiar informacji wywołuje mdłości, ale też potrzebę znalezienia stabilnego podłoża fundamentalnych wartości.
W książkach Kapuścińskiego jest ta refleksja historiozoficzna, która pozwala dostrzegać cel w poszukiwaniu sensu wydarzeń, z uwzględnianiem siły ekspresji słowa i walki o umysły nie marionetek, lecz autentycznych i świadomych kreatorów własnego życia. Wciąż możemy powiedzieć, że szukamy mistrza, który napisze scenariusz i nazwie rzeczy po imieniu, dając nam poczucie porządkowania skomplikowanej i wymykającej się zrozumieniu rzeczywistości. Chociaż znajdziemy w Internecie informację o mistrzu, a nawet fragmenty jego tekstów, nie znajdziemy tam smaku jego prozy, zapachu książek, w niewyjaśniony sposób pachnących opisywanym krajobrazem, dźwięków opisywanych miejsc, które słyszymy czytając. Zamiast bawić się smart fonem, wyjdźmy z domu i zróbmy sobie jesienny spacer szlakiem cytatów z Kapuścińskiego.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Kilka słów po przeczytaniu książki R.D. Davisa „Dar dysleksji”





Czytając różne publikacje, łatwo dajemy się zwieść bagatelizowaniu dysleksji, która wręcz nazywana jest wyjątkową i oryginalną umiejętnością innego widzenia świata, przypisywaną wybitnym umysłom. Łatwo godzimy się z etykietką dyslektyk”, zyskując dla dziecka wydłużony czas pisania zadań testowych i płacąc za to akceptacją dla nabrania przez niego obojętności i dystansu wobec narastających bardzo wcześnie różnorodnych problemów związanych z oceną osiągnięć szkolnych. Dziecko zagrożone dysleksją jest podatne na zachęty do odpuszczania sobie wysiłków związanych z pracą nad swymi ograniczeniami. Nie pomagamy mu przez zaniechanie walki z problemami rozproszonej uwagi, mylenia liter i cyfr, trudności w zrozumieniu reguł rządzących ortografią, ułożenia wypowiedzi w logiczny sposób prowadzący do pointy.

Niczego nie ułatwiamy naszym maluchom głowiącym się nad zadaniem z treścią, przekładanym na abstrakcyjne wzory, usprawiedliwiając się łatwymi tłumaczeniami - „ja też tak miałem i wyszedłem na ludzi” , „w naszej rodzinie tak mają”, „leworęczność nie jest czymś gorszym”, „inni przed nami...”. Tymczasem dziecko traci drogocenny czas na rozwijanie prawopółkulowych sposobów wspierania ułomnej komunikacji, szukanie protezy pozwalającej radzić sobie z niezrozumieniem czytanego tekstu, dezorientacją przy poleceniu wykonania selekcji materiału, szeregowania, porządkowania faktów. Zamiast skupić się na zadaniu i stymulować lewopółkulowe funkcje poznawcze, musi korygować złe przyzwyczajenia, pracować nad swym zachowaniem i spełnianiem jakichś oczekiwań społecznych. Jestem przeciwna eufemistycznemu nazywaniu deficytu o podłożu neurologicznym. Mózg osób dyslektycznych inaczej się rozwija i dotyczy to wielokomórkowych zaburzeń przewodzenia, co znaczy, że odbiega od tzw. normy. Mamy tu do czynienia z zaburzeniem, brakiem harmonijnego rozwoju, a nie cudowną niepowtarzalnością i niezwykłym talentem.