piątek, 28 września 2018
Po co jeździmy na konferencje? Będzie bolało.
(Podsumowanie wyjazdu na międzynarodową konferencję)
Konferencje dla specjalistów to okazja, żeby spotkać się z innymi specjalistami i dowiedzieć się, co nowego dzieje się w naszej dziedzinie. Nie zawsze ilość nowości i ciekawych wystąpień spełnia oczekiwania, ale zawsze może zdarzyć się coś ciekawego, niekoniecznie związanego bezpośrednio z samą konferencją. Gdybym nie pojechała na konferencję, nie kupiłabym w kiosku z prasą w przejściu podziemnym, przez które przebiegałam, książki pt. "Będzie bolało" Adama Kay'a.
Przeczytawszy tę książkę, chciałabym ją polecić wszystkim, którzy mają wątpliwości, czy dobrze wybrali swój zawód i czy rezydenci mają rację, upominając się o lepsze warunki zatrudnienia. Autor napisał ją po tym, jak po intensywnym okresie pracy na oddziale ratunkowym jednego ze brytyjskich szpitali zdecydował się porzucić wyuczony zawód, zostawić wszystkich, którym wielokrotnie pomógł, i pracować nad scenariuszami telewizyjnych sitcom'ów. Oprócz tworzenia scenariuszy postanowił jednak napisać także wspomnianą książkę, w której w zabawny i groteskowy sposób opisuje funkcjonowanie oddziałów szpitalnych w Wielkiej Brytanii.
"Będzie bolało" to głos człowieka, który przeżywa znane dobrze dylematy - zostać Don Kichotem służby zdrowia czy Sancho Pansa komercyjnych stacji telewizyjnych. Nikomu nie życzmy takiego rozdarcia. Sama pracuję w takim miejscu, że czuję potrzebę ciągłego poszerzania swoich kompetencji - co by tu jeszcze zacząć studiować, żeby lepiej diagnozować i skuteczniej wykonywać swoją pracę.
Również podczas konferencji naukowych mamy okazję skonfrontować ze sobą takie właśnie postawy wobec problemu betonowej ściany absurdalnej walki z cierpieniem i niemocą osób, które znalazły się po obu stronach dramatu, mając przed sobą bezduszne procedury medyczne i brak perspektyw.
Ostatecznie możemy zatem odnieść znaczące korzyści z faktu uczestniczenia w konferencjach, bo kiedy słuchamy mądrych referatów, to przecież uświadamiamy sobie, że - co nie od dziś wiadomo - zaburzenia mowy, jąkanie, dyslalie czy afazja nie są przeziębieniem, które leczymy paracetamolem, i mamy przed sobą herkulesowe zadanie wymagające cierpliwości i determinacji.
Polecam tę książkę zwłaszcza rezydentom, którzy zastanawiają się, czy opuścić ten kraj, gdzie parkometr zarabia więcej od przepracowanego lekarza. Na miłość pacjentów, zaufanie, dobrą pamięć na całe życie po prostu nie ma ceny. Będzie bolało, ale nikt nam nie odbierze tego co już umiemy, czujemy, rozumiemy...
czwartek, 12 kwietnia 2018
Coś na zatrzymanie: "Niksy" Nathana Hilla
W wirze codziennych zajęć każdy ma czas pomyśleć tylko o jednym - jak tu stanąć, pozbierać myśli i zapaść sie przez chwilę w mroku nieistnienia.
Jest na to pewien sposób - trzeba na wdechu jechać na narty, zostać tam pogruchotanym, trafić do szpitali i szukać lektury na rekonwalescencję. Jeśli wybierzesz książkę Nathana Hilla "Niksy", poczujesz powrót mocy.
Z różnych powodów. Po pierwsze z irytacji. Wielowątkowa, licząca ponad 600 stron cegła, ciężka i nieporęczna, wypełniona drgającą fabułą przytłoczy cię majstersztykiem sprawnej narracji, pociągnie do dołu, żebyś nie robił nic więcej, tylko czytał. Wciągnąwszy się w lekturę, przypomnisz sobie całą amerykańska wielką powieść, Balzaka i Hugo, Dostojewskiego i Tołstoja, słowem, wszystko to, co nas ukształtowało w młodości, z czego powstaliśmy. I nawet to, co z literackiej mąki zrodziło sie w polskim jarmarku cudów wyda się Ci twórcze i dobre, w kontraście do komercyjnej, rozpisanej na role fali narracji, która żongluje słowami uroczo roztaczając słodki sen.
Po drugie, z nostalgii za bujnym życiem, studenckimi pokoleniowymi przeżyciami , życiem akademickim i czytaniem, czytaniem, czytaniem.
Następnym powodem do sięgnięcia po książkę jest czynnik integrujący pokolenia i generacje dzisiejszych czytaczy, czytaczy i graczy oraz uzależnionych graczy, oplątanych cywilizacją dygitalną, która żeby przetrwać na rynku i być do kupienia, musi czerpać z pokładów kulturowych tradycji literackich i archetypów.
Podczas czytania zostaniesz wciągnięty w wir powietrznego tunelu, który wsysa gdzieś w głąb, dając obraz migoczącego kalejdoskopu wydarzeń z czasów kolejnych przesileń społecznych, ale i diagnozę współczesnej mizerii życia, cynizmu, podłości, plagi kłamstw i deprawacji. I jedynie wątek miłości młodzieńczej nie trąci tu uwodzeniem i sentymentalnym fałszem, a jest delikatnym kwiatem, który jest niewiarygodnie czuły, prawdziwy i piękny.
Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że" Niksy " to powieść, którą możesz przeczytać jeszcze przed szpitalem. Nie musisz cierpieć w niezawinionym wypadku tylko dlatego, że ktoś cię nie zauważył. Gdybym spokojnie usiadła w fotelu i wcześniej ją otworzyła, to wszystko przecież by się nie zdarzyło...
wtorek, 6 lutego 2018
Przedszkole Montessori i terapia logopedyczna
Czy głos logopedy w przedszkolu Montessori może się przebić? Moje priorytety w dyskusji z pedagogami, nauczycielami Montessori i rodzicami.
Czy jest miejsce dla logopedy w przedszkolu? Wszyscy
podkreślają rolę ćwiczeń logopedycznych w edukacji dziecka w wieku od trzech do
sześciu lat, ale czy minimum programowe przewiduje miejsce dla terapii
logopedycznych? Czy wyposażenie sali, przygotowanie nauczycieli, ramowy plan
zajęć tworzą przestrzeń dla zajęć rozwijających
mowę i system językowy dziecka? Kiedy jest mowa o umiejętnościach szkolnych i
dojrzałości szkolnej, to zaledwie
wspomina się o potrzebie korygowania wady wymowy i zaznacza, że dziecko powinno
chodzić do logopedy. W ten sposób prymarna umiejętność posługiwania się językiem
polskim staje się jedną z dalszych kompetencji, a nie filarem wykształcenia.
Przyglądając się programom pracy według kryteriów pedagogiki
Montessori, odnosimy wrażenie, że kładzie
się tam nacisk na kształtowanie dorosłego człowieka. "Dziecko jest ojcem
człowieka", można by powtórzyć za Freudem, ale rozwój języka nie jest tylko
jedną z innych funkcji poznawczych, więc powinien być na pierwszym miejscu.
Hasła Marii Montessori "pomóż mi być sobą" i dalej "pomóż mi
zrobić to samodzielnie " oznaczają dla dziecka
budowanie siebie krok po kroku, nie tylko poprzez motorykę małą i
dużą, ale również czynne budowanie tożsamości przez język. System
porozumiewania się stanowi kluczowe zagadnienie. Umysł niemowlaka chłonie przez
doznania zmysłowe wszystko, co znajduje się w jego otoczeniu, tak aby
organizować ruchy ciała i narządów mowy.
Oddzielanie rozwoju języka od innych aspektów dojrzałości jest
marnotrawstwem czasu. Niemowlęctwo jest tym okresem, w którym umysł przetwarza
doświadczenia sensoryczne jako integralnie powiązane z rozwojem mowy.
Przyjrzyjmy się dzieciom. Kiedy się bawią, to zawsze mówią i śpiewają do siebie
lub do drugiego dziecka. W moim mniemaniu pomoce montessorianskie muszą tworzyć integralne całości. Nawet sama
prezentacja materiałów nie powinna odbywać się w ciszy. Budowanie poczucia wolności
stopniowo w każdym dziecku, jak chce Montessori, powinno się odbywać w
przestrzeni rozwijającej obszar umiejętności językowych. Regały zawierające materiały
do liczenia, ważenia, mierzenia, kategoryzacji koloru i kształtu powinny być
ściślej połączone z sekcją językową. Jeśli uczymy pojęcia "bryła"
przez dotyk, to naturalnym wzbogaceniem tej wiedzy powinno być tworzenie jego
odpowiednika w języku i utrwalanie go w kontekście tematycznym. Trójkąty i
czworoboki nie mogą być traktowane jako abstrakcje, bo jak chce Montessori,
dziecko musi wszystko sprawdzić na konkretach i praktycznie. Poznawanie matematyki
nie może odbywać się w izolacji od doznań, jak to jest właśnie w przypadku
kostek sensorycznych, ale powinno się rozwijać się równolegle z projektowaniem, rysowaniem, tworzeniem
historii, stopniowo, wraz ze wzrostem trudności, ubieranym w szatę językową. Nadając
problemom kontekst językowy, przygotowujemy małego odkrywcę do
dzielenia się satysfakcją nauczenia się
czegoś, chwalenia się swoimi przemyśleniami na ten temat, sukcesami prowadzącymi do dalszych odkryć. Również
dywaniki zakreślające granice pracy
mogłyby rozwijać komunikację, jeśli
dzieci mogłyby pracować parami, np. starsze dziecko z młodszym.
Polecam przedszkole
Montessori dla dzieci harmonijnie rozwijających się, skupionych na rozszerzaniu
integralnie kształtujących się umiejętności, wzrastających w atmosferze stałej
zachęty i pochwały, ciekawych i
zafascynowanych światem rodziców i dorosłych oraz różnych przejawów życia. Nie
zapominajmy o potrzebie rozwijania języka przy każdej sensorycznej i poznawczej
aktywności. Nie pozostawajmy w ciszy, bo nie zawsze jest ona skupieniem i uważnością.
Dotyczy to również jednej z prerogatyw Montessori -
czytania. Wydaje się, że w jej mniemaniu bajki i baśnie nie są - z uwagi na
elementy cudowności i fantastyki - pożądanym materiałem. Nie powinniśmy tak
łatwo z tym się zgadzać. Szczególnie dzisiaj, w otoczeniu szklanych ekranów,
świateł i migających obrazów gier oraz bajek w smartfonie. Dziecko potrzebuje
obrazu zjawisk niezwykłych, występujących w oryginalnych baśniach i bajkach, zanim zostaną one
przetworzone postmodernistycznie i w tej przebarwionej postaci zaczną żyć
własnym życiem. Klasyka dostarcza nam wzorów do zabawy wątkami, postaciami i
symbolami, ale jest to możliwe dopiero na wyższym etapie edukacji. Dzieci
powinny poznać bajki z pierwszej ręki, po to by poznać pierwowzory wszystkich kolejnych nawiązań. Poznając ich siłę, będzie mieć możliwość zrozumienia procesów życia i śmierci,
przemiany dobra w zło, metamorfozy pór roku, cykli przyrody, archetypów dążenia
do doskonałości, chęci poznania świata, rozwiązywania zagadek przyrody i nauki.
Choćby "Kopciuszek "- to bajka, która od
maleńkości uczy dziecko, że możliwość przemiany jest całkiem realna. To, co
wczoraj było dynią, dziś jest karetą, a
biedna służka zawsze może zostać Królewną. To się może zdarzyć się naprawdę! Nawet
patrząc na materiały montessorianskie: wczoraj uczyliśmy się tylko o literkach
- a dzisiaj już czytamy, wczoraj sprawdziliśmy dopasowanie cylindrów i nie
udawało się - ale dzisiaj już pamiętamy kolejność. Pozwólmy dzieciom bawić się
rekwizytami bajkowymi z różnych bajek, a
wzbogacimy bardzo wcześnie umysł dziecka o treści wprowadzające w abstrakcję i
potrzebę podróżowania w świecie bajek, a za tym
innych opowieści i historii paranaukowych. Nie wierząc w bajki, dziecko
nie osiągnie poziomu wiary w naukę. Dzisiaj, kiedy tyle cudów techniki otacza
nas na co dzień, nie możemy sobie na to pozwolić.
niedziela, 26 marca 2017
Sygmatyzm międzyzębowy - czym jest i jak możemy pomóc dziecku
Najpowszechniejszym zaburzeniem mowy w wieku przedszkolnym jest sygmatyzm międzyzębowy. Jest to zaburzenie z nieprawidłowym wzorcem ruchowym języka i warg podczas połykania. Język porusza się wtedy do przodu i naciska na zęby, co może powodować wady zgryzu i deformować szczękę. Kształtują się również warunki ustno-motoryczne do seplenienia międzyzębowego. Brzmienie głosek jest tępe, przypomina angielskie "th". Pojawiają się i utrwalają wadliwe realizacje głosek syczących, szumiących, oraz T,D,N,L - a w konsekwencji brak właściwie wypowiadanej głoski R. Ponieważ przyczyną tego zjawiska jest brak równowagi muskularnej warg i języka, nazywa sie go zaburzeniem miofunkcjonalnym. Celem terapii w takim przypadku jest pozyskanie prawidłowej pozycji języka w spoczynku, wypracowanie prawidłowego połykania, zamknięcia ust oraz, ostatecznie, zniwelowanie zaburzeń fonetycznych.
Jednakże praca z maluchem nad wycofaniem języka, wzmocnieniem toru powietrza, czucia wewnętrznego, zaokrąglaniem lub rozciąganiem warg nie jest możliwa bez żelaznej dyscypliny codziennych ćwiczeń artykulacyjnych, wykonywanych kilka razy dziennie w domu i z rodzicami. Również zamiana jednorazowo wprowadzonych prawidłowych wzorców w nawyki nie dokonuje się samoczynnie w zaciszu gabinetów logopedycznych.
Kiedy jednak konsekwentnie działamy, wprowadzając systematykę, jest szansa na wypracowanie u dziecka prawidłowej wymowy. Terapia metodą miofunkcjonalną - prezentowana m.in. na szkoleniu dla logopedów, które ukończyłam podkreśla bowiem, że pierwszym warunkiem jest usunięcie przyczyn medycznych - migdałki, migdał gardłowy, wadliwa anatomia języka (przerost, krótkie wędzidełko) alergie, ciągłe infekcje, brak lub wadliwe oczyszczanie nosa z wydzieliny, nieprawidłowy tor oddechowy, skrzywiona przegroda nosowa - oraz zniesienie skutków czynników wewnątrzpochodnych działających w okresie płodowym lub okołoporodowym. Są to przyczyny , które z wiadomych względów nie są do usunięcia w pracy logopedy - możemy tylko o nich opowiedzieć. Innym powodem są niekorzystne skutki karmienia niemowląt z butelki - dysfunkcja żucia i połykanie infantylne, czyli to, co się już stało i nieodstanie. Do zaburzenia może też przyczynić się nawykowe ssanie kciuka, z czym mógłby pomóc psycholog dziecięcy.
Niewiele z tego wszystkiego zależy od logopedy, jeśli nie pomożemy sobie wzajemnie, poprzez terapię całościową, czyli pracę zespołu specjalistów przy pełnym zaangażowaniu rodziców.
Zatem, wspólnie uczymy układania języka przez podniesienie do punktu na wałku dziąsłowym, za górnymi zębami, i połykania z uśmiechem - co rozumiemy dosłownie i w przenośni jako pogodne i pozytywne spojrzenie na świat i innych ludzi. Dotyczy to zabawowej formuły terapii, jak np. ćwiczeń przy posiłkach i jedzeniu dla zabawy. Przy stole pięknie nakrytym, bez tzw. trudnych tematów szkolnych i zawodowych, z pełnym świadomym udziałem buzi i języka bawimy się i cieszymy jedzeniem.
(O tym, jakie zabawy z jedzeniem można organizować, opowiada szereg pięknie wydanych publikacji.)
Ponieważ zbliżają sie święta, tradycyjnie chciałam przypomnieć swoją dewizę: Po prostu Dobro, i w ramach terapii sygmatyzmu międzyzębowego zaprosić do picia napojów przez słomkę (im słomka bardziej twarda i długa, tym zadanie trudniejsze). W moim dzbanuszku Grolla jednocześnie może pomieścić się aż 6 słomek, przez które pijemy wolno, ze zwartymi wargami, wszyscy rodzice i dzieci, z podniesionym i przyklejonym do podniebienia językiem, z uśmiechem i na zdrowie.
poniedziałek, 27 lutego 2017
Dlaczego logopeda kocha zwierzęta...
Ten, kto pyta, łatwo znajdzie odpowiedź w filmie Agnieszki Holland "Pokot". Zwierzęta z naszych lasów nie potrafią powiedzieć, że ich życie jest cudem. Jeśli przetrwają w trudnych warunkach natury, to zginą z rąk myśliwych, dla których przykazanie "Czyńcie sobie ziemie poddaną" nie jest zaproszeniem do tworzenia ogrodów i parków lecz establishmentem dającym pozycję i władzę w lokalnym środowisku. Film o "zwykłej sprawie" zabijania i jedzenia zwierząt może być odezwą wrażliwej części społeczeństwa, niekoniecznie występującej pod różnymi szyldami, do refleksji historiozoficznej zabarwionej cytatami z Blake o odwiecznej wojnie między niebem a ziemią. W klimacie krajobrazów z Kotliny Kłodzkiej, która pamięta tragedie wygnanych i przeganianych z miejsca na miejsce ludzi, pojawia się pytanie o eschatologie i dziejący się na naszych oczach koszmar holokaustu.
Dla logopedy jest to odpowiedź na pytania o sens pracy nad wrażliwością i zdolnością do przetrwania wszystkiego, co delikatne, młodzieńcze i silne w swej woli życia, takie jak język, mowa i nasz głos w obronie zabijanych zwierząt i umierających drzew.
niedziela, 30 października 2016
Być sobą? Zaburzenia czucia wewnętrznego.
fot. Teatr Wielki
W mojej praktyce logopedycznej często stykam się z zaburzeniami mowy, które tak naprawdę mają naturę problemów z propriocepcją, czyli z zaburzeniami czucia wewnętrznego. Zaburzenia czucia wewnętrznego ujawniają się na różne sposoby. Na przykład, to brak rozeznania, gdzie znajduje się w tej chwili mój język, jak połączyć ze sobą dwa palce serdeczne, która ręka jest prawa, a która lewa, jak powtórzyć sekwencje ruchów. Z tego typu zaburzeniami wiążą się trudności w skupianiu uwagi na tekście pisanym, czytaniu , liczeniu, stosowaniu logiki w myśleniu przyczynowo-skutkowym.
W przypadku, kiedy przyczyną tych problemów są uszkodzenia centralnego układu przetwarzania, jedyna droga wyjścia prowadzi przez powtórzenie etapów rozwoju psychoruchowego. Szukamy wtedy tych podstawowych położeń języka, które umożliwią realizacje samogłosek, sylab otwartych, obudowanych, zamkniętych, w różnych konfiguracjach i w syntezie wyrazu.
To, że zawsze musimy wrócić do ciała, uświadamiam sobie przy różnych okazjach. Ostatnim pretekstem do spojrzenia na ontogenezę i filogenezę rozwoju mowy był dla mnie spektakl taneczny "Persona" w Teatrze Wielkim, w choreografii Roberta Bondary. Autor skupił się w nim głównie na odczytaniu myśli Gombrowicza (dziś) "Być człowiekiem, to znaczy nie być samym sobą". Składamy się z masek i warstw narzucanych nam przez społeczeństwo. W kontekście mojej pracy z zaburzeniami mowy różnego stopnia odczytuję ten przekaz jako przestrogę i wskazanie na zagrożenie umiejętności radzenia sobie z samym sobą i czytelnej komunikacji.
Opóźniony rozwój mowy, dyslalie, i zespoły zaburzonego napięcia mięśniowego należy traktować jako symptom cywilizacyjny, podlegający diagnozie socjologicznej i kulturowej. W sposób niezwykle piękny i obrazowy w pierwszych scenach przedstawienia widzimy jak z Jedni komórek rodzą się i dzielą kolejne inne. Przez ruch i gest tancerza, bez jednego słowa, widzimy jak tworzą harmonijną całość, sprawdzają się wzajemnie, jak działa dłoń, ramię, szyja, kolejne części ciała. Jak cudownie być sobą. Za chwilę jednak wszystko się zmienia, otwieramy się nie na zrozumienie swojej tajemnicy, lecz na pobieranie z zewnątrz gotowych wzorców, ruchów, schematów, robimy to, co narzucają nam inni.
Podobnie jest w rozwoju mowy. Prawidłowo przebiegający rozwój dziecka skupia w sobie całość conditio humana. Na początku drogi dziecko patrzy i widzi, słucha i słyszy, rozumie i mówi. Ale później coś się zaczyna psuć. Pojawiają się pierwsze problemy z zachowaniem, z naśladownictwem, powtarzaniem i rozumieniem. Dziecko słucha, ale nie słyszy, patrzy ale nie widzi, rozpraszają się i znikają wypracowane wcześniej umiejętności. Powstają zaburzenia przetwarzania na poziomie układu ośrodkowego. Wszyscy się dziwią, dlaczego tak się dzieje.
Zbliża się czas refleksji, bilansów całorocznych. Wkrótce przełom roku, znów to samo, co zawsze: tryumfujące i wszechobecne technologie, zalewające nas strumieniem ultrafioletowego, migającego światła z ekranów różnych przekaźników. Zielona falą oddziałują na coraz głębsze poziomy naszego umysłu i rozmieniają na drobne naszą osobowość, złożoną z coraz większej ilości obcych osób walczących ze sobą w jednej powłoce skórnej. Mając małe dziecko mamy niepowtarzalną okazje powtórzyć raz jeszcze drogę indywidualnego rozwoju psyche, czyli przejść terapie odnajdywania siebie w chaosie cyfrowego świata.
Pozwólmy naszym dzieciom poprowadzić nas krok po kroku od gaworzenia, wokalizacji, zabawy głosem, sylabek dźwiękonaśladowczych i gestu wskazywania palcem. Odpowiadając na wszystkie wątpliwości dotyczące tempa rozwoju mowy - podążajmy za dzieckiem. Wyłączmy telefon, telewizor, komputer, a wtedy na pewno usłyszymy najważniejsze i najpiękniejsze na świecie, wypowiedziane już w okresie wczesnoniemowlęcym słowa "mama" i "tata". Nasze dziecko będzie wchłaniało jak gąbka system dźwiękowy języka polskiego. I dopiero potem, gdy pojawią sie wszystkie głoski, będzie mogło uczyć się innych języków. W takiej kolejności krystalizujące się warstwy osobowości dają gwarancje dojrzałości psychoruchowej, szanse przetrwania personie naszych czasów, uzbroją nas w walce o niepowtarzalność naszej psychiki i pozwolą realizować swoje marzenia i plany zgodnie z tym jak jesteśmy obdarowani przez naturę. Nie zapominając tezy Freuda: "Dziecko jest ojcem człowieka," zachowując harmonię umysłu, dbając o wszystkie stadia rozwojowe, nie kalecząc rodzimego języka, bądźmy po prostu wolnymi ludźmi.
...
W mojej praktyce logopedycznej często stykam się z zaburzeniami mowy, które tak naprawdę mają naturę problemów z propriocepcją, czyli z zaburzeniami czucia wewnętrznego. Zaburzenia czucia wewnętrznego ujawniają się na różne sposoby. Na przykład, to brak rozeznania, gdzie znajduje się w tej chwili mój język, jak połączyć ze sobą dwa palce serdeczne, która ręka jest prawa, a która lewa, jak powtórzyć sekwencje ruchów. Z tego typu zaburzeniami wiążą się trudności w skupianiu uwagi na tekście pisanym, czytaniu , liczeniu, stosowaniu logiki w myśleniu przyczynowo-skutkowym.
W przypadku, kiedy przyczyną tych problemów są uszkodzenia centralnego układu przetwarzania, jedyna droga wyjścia prowadzi przez powtórzenie etapów rozwoju psychoruchowego. Szukamy wtedy tych podstawowych położeń języka, które umożliwią realizacje samogłosek, sylab otwartych, obudowanych, zamkniętych, w różnych konfiguracjach i w syntezie wyrazu.
To, że zawsze musimy wrócić do ciała, uświadamiam sobie przy różnych okazjach. Ostatnim pretekstem do spojrzenia na ontogenezę i filogenezę rozwoju mowy był dla mnie spektakl taneczny "Persona" w Teatrze Wielkim, w choreografii Roberta Bondary. Autor skupił się w nim głównie na odczytaniu myśli Gombrowicza (dziś) "Być człowiekiem, to znaczy nie być samym sobą". Składamy się z masek i warstw narzucanych nam przez społeczeństwo. W kontekście mojej pracy z zaburzeniami mowy różnego stopnia odczytuję ten przekaz jako przestrogę i wskazanie na zagrożenie umiejętności radzenia sobie z samym sobą i czytelnej komunikacji.
Opóźniony rozwój mowy, dyslalie, i zespoły zaburzonego napięcia mięśniowego należy traktować jako symptom cywilizacyjny, podlegający diagnozie socjologicznej i kulturowej. W sposób niezwykle piękny i obrazowy w pierwszych scenach przedstawienia widzimy jak z Jedni komórek rodzą się i dzielą kolejne inne. Przez ruch i gest tancerza, bez jednego słowa, widzimy jak tworzą harmonijną całość, sprawdzają się wzajemnie, jak działa dłoń, ramię, szyja, kolejne części ciała. Jak cudownie być sobą. Za chwilę jednak wszystko się zmienia, otwieramy się nie na zrozumienie swojej tajemnicy, lecz na pobieranie z zewnątrz gotowych wzorców, ruchów, schematów, robimy to, co narzucają nam inni.
Podobnie jest w rozwoju mowy. Prawidłowo przebiegający rozwój dziecka skupia w sobie całość conditio humana. Na początku drogi dziecko patrzy i widzi, słucha i słyszy, rozumie i mówi. Ale później coś się zaczyna psuć. Pojawiają się pierwsze problemy z zachowaniem, z naśladownictwem, powtarzaniem i rozumieniem. Dziecko słucha, ale nie słyszy, patrzy ale nie widzi, rozpraszają się i znikają wypracowane wcześniej umiejętności. Powstają zaburzenia przetwarzania na poziomie układu ośrodkowego. Wszyscy się dziwią, dlaczego tak się dzieje.
Zbliża się czas refleksji, bilansów całorocznych. Wkrótce przełom roku, znów to samo, co zawsze: tryumfujące i wszechobecne technologie, zalewające nas strumieniem ultrafioletowego, migającego światła z ekranów różnych przekaźników. Zielona falą oddziałują na coraz głębsze poziomy naszego umysłu i rozmieniają na drobne naszą osobowość, złożoną z coraz większej ilości obcych osób walczących ze sobą w jednej powłoce skórnej. Mając małe dziecko mamy niepowtarzalną okazje powtórzyć raz jeszcze drogę indywidualnego rozwoju psyche, czyli przejść terapie odnajdywania siebie w chaosie cyfrowego świata.
Pozwólmy naszym dzieciom poprowadzić nas krok po kroku od gaworzenia, wokalizacji, zabawy głosem, sylabek dźwiękonaśladowczych i gestu wskazywania palcem. Odpowiadając na wszystkie wątpliwości dotyczące tempa rozwoju mowy - podążajmy za dzieckiem. Wyłączmy telefon, telewizor, komputer, a wtedy na pewno usłyszymy najważniejsze i najpiękniejsze na świecie, wypowiedziane już w okresie wczesnoniemowlęcym słowa "mama" i "tata". Nasze dziecko będzie wchłaniało jak gąbka system dźwiękowy języka polskiego. I dopiero potem, gdy pojawią sie wszystkie głoski, będzie mogło uczyć się innych języków. W takiej kolejności krystalizujące się warstwy osobowości dają gwarancje dojrzałości psychoruchowej, szanse przetrwania personie naszych czasów, uzbroją nas w walce o niepowtarzalność naszej psychiki i pozwolą realizować swoje marzenia i plany zgodnie z tym jak jesteśmy obdarowani przez naturę. Nie zapominając tezy Freuda: "Dziecko jest ojcem człowieka," zachowując harmonię umysłu, dbając o wszystkie stadia rozwojowe, nie kalecząc rodzimego języka, bądźmy po prostu wolnymi ludźmi.
...
wtorek, 23 sierpnia 2016
Logoterapia poprzez malunek terapeutyczny
Warto poświęcić czas na wzajemne poznawanie się w trakcie malowania. Ciekawym pomysłem na urozmaicenie malunku terapeutycznego jest dekorowanie szkła. Mogą tu być wykorzystane różnego kształtu butelki, wazoniki, naczynia kuchenne i pojemniki. Istotnym elementem przygotowania do pracy jest nabycie odpowiednich farb akrylowych do szkła i właściwych pędzli. Kiedy skompletujemy sobie warsztat pracy, możemy też zadbać o nastrój i wywołanie pełnej gotowości mózgu pracującego w oparciu o fale alfa, stymulowane przez spokojna muzykę.
Badania Wygodzkiego dotyczące znaczenia i wpływu twórczości i sztuki na kształtowanie się osobowości i jej aspektów wykazują, że każda twórczość przez wywoływanie określonych przeżyć powoduje integrację logiki myśli i logiki uczuć. Twórczość jest "uświadomioną orientacją we własnych przeżyciach", czyli prowadzi do samopoznania i samo-odbudowy własnego Ja. Dotyczy to sfery psychiki i języka. Synergia półkul mózgowych w pracy indywidualnej zostaje wzmocniona przez ruch przekraczania linii środka, przykładowo przez wzajemne uzupełnianie powstających artefaktów,) Malowanie na szkle jest techniką wymagająca dodatkowej koncentracji i skupienia myśli na precyzyjnie odtwarzanych kształtach i przewidywaniu kolorów powstających przez łączenie farb, co w kontekście deficytów sensomotorycznych może być cennym wsparciem rozwoju umysłu dzieci borykających się z giełkotem, jąkaniem i dyslalią, nadpobudliwością psychoruchową i wyzwaniami rozwojowymi.
Zanurz się w oceanie szklanych kolorów, odczuj wielką przestrzeń niekończącej sie iluzji, bez granic, brzegów , bez początku i końca. Warstwa po warstwie nakładaj na siebie wzory i świetliste kolory.- Zamień szklane podłoże w skałę, roślinę, morską falę..Malując, opowiedz o sobie więcej, niż możesz opowiedzieć słowami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)